niedziela, 21 września 2014

SERIALE: "Z Nation", czyli oglądaj na własną odpowiedzialność

The Asylum, czyli studio odpowiedzialne za nowo powstały serial "Z Nation", znane jest z produkcji filmów, delikatnie rzecz ujmując nie najlepszych. Amerykański producent skupiający się na niskobudżetowych produkcjach, zazwyczaj od razu przeznaczonych na rynek DVD, nakręcił między innymi takie hity jak: "Titanic II", "Dwugłowy rekin atakuje" czy "Atlantic Rim" (jako tańszą odpowiedź na "Pacific Rim"). Mimo nietrzymających się logiki scenariuszy, kiepskiej gry aktorskiej oraz słabych efektów specjalnych, studio The Asylum najwyraźniej wychodzi jednak na swoje, skoro "produkty filmowopodobne" (ang. mockbuster) kręci nieprzerwanie od 1999 roku, i to w ilości 7-10 rocznie. Czy "Z Nation" różni się czymś od reszty tworów The Asylum?

Zdecydowanie nie. Krytycy zaś zgodnie twierdzą, że to najgorszy serial jaki zadebiutował w tegorocznej ramówce. I chyba właśnie dlatego bardzo chciałem go obejrzeć. Czy rzeczywiście jest tak zły? No jest. Ale zacznijmy od początku. W pierwszym odcinku dowiadujemy się, że od apokalipsy zombie minęły właśnie trzy lata. Tajemniczy wirus, którego po dziś dzień nie udało się zwalczyć, zapanował na całym świecie, doprowadzając do upadku państw, rządów, banków, całych społeczeństw, słowem: ludzkości. Obecna sytuacja niestety także nie wróży nic dobrego. Zombie rozprzestrzeniają się w zastraszającym tempie, atakując nawet najbliższych członków rodziny czy sąsiadów. Oczywiście miejscem, w którym tli się jeszcze iskierka nadziei na poprawę ludzkiego losu, jest silna i zdecydowana Ameryka. To tam grupka wojowników zdecydowała się walczyć z zombiakami.

Tak naprawdę nie wiadomo, o co w "Z Nation" chodzi. Momentami jest akcja, bohaterowie gdzieś idą, kogoś poznają, zabijając przy okazji kilku zombie, i idą dalej... Scenarzysta ani reżyser nie zdecydował się przybliżyć sylwetek głównych bohaterów, w związku z czym poznajemy tylko ich imiona. Nie wiemy skąd się znają, skąd się wzięli, czy tworzą jakąś militarną grupę - nie wiemy o nich NIC.

Charakteryzacja zombie także nie zachwyca. O ile w "The Walking Dead" potwory wyglądają realistycznie, o tyle tutaj wszystko jest sztuczne, i widać to na pierwszy rzut oka. Z tego powodu czasami sam już nie wiedziałem, czy "Z Nation" chce być dramatem czy komedią. Bijatyki wyglądały bowiem dość zabawnie.

Jeśli chodzi o scenariusz, ostatecznie można pochwalić za logiczność jeden wątek. Oto bohaterowie spotykają na swojej drodze człowieka, którego krew zawiera antyciała na walkę z wirusem. Muszą go jednak dostarczyć żywego z Nowego Jorku do Kalifornii, gdzie znajduje się specjalistyczne laboratorium, dowodzone przez niejakiego... Citizen Z (to chyba imię i nazwisko). Domyślam się więc, że to będzie głównym wątkiem, wokół którego będzie się obracała fabuła "Z Nation".

Oryginalna emisja rozpoczęła się 12 września i ma zakończyć się po 8. odcinkach. Oglądać to czy nie? Z całą pewnością "Z Nation" poprawia humor absurdalnymi sytuacjami, jakie dzieją się na ekranie. Z drugiej jednak - czy warto marnować 45 minut życia na taki badziew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz