sobota, 3 stycznia 2015

SERIALE: "Growing up Fisher", czyli rodzinna niedoskonałość

Współczesne seriale familijne mają to do siebie, że jest ich niewiele, a jeśli już - to pomijając od lat popularne "Modern Family", dość szybko kończą swój telewizyjny żywot. Wiele z nich na pewno niesłusznie, choć najważniejszym powodem anulowania danej produkcji są, rzecz jasna, mierne wyniki oglądalności. Nie inaczej było z "Growing up Fisher", choć aż dziw bierze, bo i fabuła, i dialogi, i gra aktorska są na naprawdę wysokim poziomie.

Warto dodać, że ten ciepły, rodzinny serial porusza problem niepełnosprawności, który nie dość, że w telewizji pojawia się rzadko, to na dodatek tutaj stwarza przyczynek do wielu zabawnych gagów. Akcja "Growing up Fisher" skupia się na Melu Fisherze (w tej roli świetny J. K. Simmons, znany m.in. z występów w filmie "Up in the air" czy "Juno") - ojcu rodziny, który jest niewidomy... i z powodzeniem udaje mu się ten fakt ukrywać przed ludźmi. Mężczyzna nie widzi od 12-tego roku życia, a mimo to kończy szkołę, studia prawnicze i zakłada rodzinę. Ponadto Mel potrafi prowadzić samochód (ma nawet prawo jazdy!) i mieszka sam w dużym mieszkaniu, do pewnego momentu zupełnie nieprzystosowanym do osoby niewidomej. Jak mu się to wszystko udaje? Mel jest po prostu człowiekiem pozytywnie nastawionym do życia, no i charakteryzuje go pewna cecha charakteru - przebiegłość - pozwalająca ukrywać niepełnosprawność nawet przed własnymi pracownikami.

Należy dodać, że Mel nie jest tu najważniejszy. Pierwsze skrzypce gra bowiem jego syn Henry - sympatyczny, wiecznie uśmiechnięty nastolatek, narrator każdego odcinka. Pomimo rozwodu rodziców, chłopiec ma bardzo dobry kontakt z ojcem; do momentu, w którym Mel decyduje się na psa-przewodnika, Henry czuje się jakby sam był jego "oczami", co nierzadko doprowadza do zabawnych sytuacji (np. przed ważnym, pracowniczym spotkaniem Mela, chłopiec informuje ojca, gdzie kto siedzi i jak wygląda po to, aby ten nie musiał zdradzać swojej ułomności). Dla Eliego Bakera - aktora grającego Henry'ego - rola w "Growing up Fisher" jest zupełnym debiutem na ekranie, a mimo to chłopiec radzi sobie naprawdę dobrze, i to dzięki niemu nie chce się odchodzić od telewizora przez całe dwadzieścia minut.

Ważnymi postaciami są tu także matka Henry'ego - Joyce (w tej roli Jenna Elfman) oraz starsza siostra chłopca - Katie (Ava Deluca-Verley). Kontakt matki z córką również jest specyficzny - ta pierwsza chce być równą kumpelą, ta druga natomiast chciałaby, jak sama to określa, "normalną matkę", a nie udającą nastolatkę prawie czterdziestolatkę.

"Growing up Fisher" jest w swojej formie bardzo podobny to emitowanego w latach 2013-2014 serialu komediowego pt. "The Michael J. Fox", w którym główny bohater zmaga się z chorobą Parkinsona, a jednocześnie stara się być wciąż pomocną głową rodziny. Niestety - oba seriale nie zagrzały na antenie dużo czasu; oba skasowano po wyemitowaniu zaledwie pierwszego sezonu. Jak wspomniałem wcześniej - w głównej mierze przyczyniły się do tego słabe wyniki oglądalności, choć mnie akurat dziwi, dlaczego Amerykanie nie chcą oglądać takich produkcji. Owszem - nie porusza się w nich wątku homoseksualizmu i imigrantów (vide od lat nagradzane "Modern Family") ani różnic kulturowych pomiędzy ludźmi. Czy więc zwyczajna rodzina mająca przyziemne problemy oraz dzieci, które nie piją/ćpają/nie uprawiają seksu, to już zbyt nudny obraz, nie warty we współczesnym świecie uwagi? Obejrzyjcie dwa, trzy odcinki obu seriali (tzn. "Growing up Fisher" oraz "Michael J. Fox") i spróbujcie sami sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz