poniedziałek, 16 marca 2015

WOKÓŁ KSIĄŻKI: Moja historia

Pisarzem chciałem być od dziecka. Pierwsze teksty pisałem, mając mniej więcej 8-9 lat. Pamiętam, że były to krótkie opowiadania, które moja babcia trzyma do dziś razem z innymi pamiątkami. W wakacje 1999 roku przeczytałem kilka książek z serii „Archiwum X” i tak mnie te historie zafascynowały, że napisałem własną kontynuację, i to na dobre 40 stron. W szóstej klasie podstawówki poznałem twórczość Andrzeja Pilipiuka i pochłonęła mnie ona całkowicie i bez wyjątku.

Czytałem wszystko: opowiadania, książki z Wędrowyczem w roli głównej, później „samochodziki”. Napisałem opowiadanie pt. „Czarownice z Czarnoziemu” i zdecydowałem się wysłać je Andrzejowi. Parę dni później Mistrz odpisał: „niezłe”. Zredagował, naniósł poprawki, wskazał co jest dobre, a co nie, i zachęcił do dalszej pracy. Miałem 13 lat i byłem rozradowany jak nigdy dotąd; wszak nieczęsto się zdarza, by pisarz odpisał czytelnikowi, a co dopiero pochwalił. W dodatku dzieciakowi z gimnazjum.

Korespondowaliśmy przez kilka lat. Andrzej zaprosił mnie do listy dyskusyjnej „Literatka”. Zrzeszała ona kilku aspirujących pisarzy, w tym gronie byłem najmłodszy i prawdopodobnie najsłabszy oraz najbardziej irytujący. Moje teksty znacznie odbiegały poziomem od starszych po fachu kolegów, ale Andrzej mówił: „nie poddawaj się”; „pisz, będzie dobrze”. No to pisałem. Jedno opowiadanie, drugie, trzecie. Jakoś szło. W między czasie zacząłem nawet pisać wiersze – kilka opublikowała „Gazeta Pomorska”, jeden czy dwa dołączono do tomiku lokalnych twórców, znalazło się dla mnie miejsce w „Akancie”. Pisałem dalej, w końcu zdecydowałem się przesłać kilka do wrocławskiej „Odry” – prestiżowego miesięcznika poetyckiego. W nim co prawda nie opublikowano mnie, ale p. Urszula Kozioł – znana poetka, pisarka, a przy okazji redaktorka „Odry” napisała, że jak na mój wiek, to piszę całkiem nieźle. Zachęcała, bym próbował dalej. Pisanie poezji porzuciłem, ale sentyment do tamtych chwil pozostał.

Z Andrzejem współpraca układała się dobrze. Wykonałem dla niego stronę internetową na potrzeby wyborów parlamentarnych w 2005 roku, i zarobiłem w ten sposób swoje pierwsze pieniądze. Pisałem dalej. Publikowałem w jakichś e-zinach dołączanych do czasopisma komputerowego „CD-Action”, opowiadania szły do szuflady, bo nie były na tyle dobre, by je opublikowano. Tak zleciało mi całe gimnazjum, kiedy w moim życiu wszystko było nie tak – nie lubiłem swojej szkoły, ani ludzi. Były przy mnie tylko książki.
W liceum praktycznie przestałem pisać prozą, czego do dziś trochę żałuję. Ale widocznie tak musiało być. Kontakt z Andrzejem się urwał, on stawał się przecież coraz bardziej popularnym pisarzem i nie miałem zamiaru zawracać mu głowy moimi wypocinami. W marcu 2013 roku obudziłem się z myślą, że mam już 23 lata i należałoby w końcu zacząć robić coś konstruktywnego. Przecież zawsze chciałem pisać. To było moje największe marzenie. Pogłówkowałem trochę, wymyśliłem fabułę i napisałem „Wieczne Miasto”, jako kontynuację serii „Pan Samochodzik i…”. Znałem trochę wydawnictwo, książki czytywałem, wiedziałem więc, że tam warto się odezwać.

Wydawcy dostali ode mnie kilka pierwszych rozdziałów. Oddzwonili po dwu tygodniach, że bardzo chętnie wydadzą moją powieść i na kiedy jestem w stanie ją skończyć. Ustaliliśmy termin. Wyrobiłem się – podpisaliśmy umowę. Do „Wiecznego Miasta” pewnie zawsze będę miał sentyment, choć uważam tę książkę akurat za najsłabszą spośród tych, które napisałem. Ale takie życie.

Zachęcony pierwszym małym sukcesem, pisałem dalej. Tak powstał „Sekret drewnianej kapliczki”, „Pałac w Samostrzelu”, „Dwór Artusa w Toruniu” oraz niewydana jeszcze „Ciechocińska macewa” (premiera zapewne w kwietniu lub maju br.). W tym czasie nauczyłem się cierpliwości, sumienności i przede wszystkim rzemiosła, choć oczywiście nad tymi trzema rzeczami nadal pracuję. Przekonałem samego siebie, że warto, choćby dla własnej satysfakcji. Tak jak wspomniałem – pisać chciałem zawsze, ale bałem się, że temu nie podołam. Może nie będę umiał? Nie nadaję się do tego? Może nie warto, bo kto to będzie czytać?

Mam 25 lat, cztery wydane książki, piąta się ukaże, pół szóstej (autorskiego postapo – gdy skończę, będę szukał na nią wydawcy) i dwa rozdziały siódmej. Podołałem własnym ograniczeniom. Nie poddałem się.

Co dalej?

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to, co dalej? Dokończ najpierw szóstą, a potem siódmą (albo na odwrót) i pisz ósmą.

      Usuń
  2. Jestem tu pierwszy raz. Od kilku lat prowadzę blog pt."byłem i widziałem" głównym celem jego powstania było rozprawienia się z oficjalnie zakorzenionymi w mojej miejscowości mitami podawanymi jako fakty historyczne oraz tropienie lokalnych ciekawostek. Zaczęło się to pewnie w czasach dzieciństwa od przeczytania serii Nienackiego i obejrzenia serialu z S. Mikulskim. Mieszkam w Aleksandrowie Kuj. i kiedyś ruszyłem nawet tropem Wyspy Złoczyńców w teren szukając odwołań do jej fabuły w terenie. Super, że jest Ktoś kto kontynuuje przygody Pana Samochodzika. Aczkolwiek kiedyś zetknąłem się już z taki i nie wywarły raczej pozytywnego wrażenia na mnie. Nie czytałem jeszcze Pana Książek ale z racji Miejsca które pojawia się w Pana nowej książce na pewno ją przeczytam. Pozdrawiam i życzę sukcesów. Jerzy (jerzy-foto.blogspot.com) (przepraszam za samoreklamę).

    OdpowiedzUsuń