piątek, 26 września 2014

SERIALE: "The Last Ship", czyli ostatnia nadzieja ludzkości

To nie jest jakiś wyjątkowy serial, oparty na fabule, której nigdy wcześniej nie dane mi było poznać. Historia o załodze marynarki wojennej pojawiała się w kinie i telewizji wiele razy i od dawna jest sprawdzonym przepisem na pokrzepienie serc Amerykanów. Zwłaszcza obecnie wydaje się, że taki serial wręcz musiał powstać. "The Last Ship", mimo ogranego pomysłu, bije jednak na głowę większość debiutujących w tym roku produkcji.

Jest mimo wszystko pewna rzecz, która pozwala ten serial nazwać oryginalnym. Twórcy wymieszali bowiem wiele ogranych wątków i stworzyli coś na wskroś nowego; jest tu, jak wspomniałem, załoga marynarki wojennej ze wszystkimi swoimi problemami prywatnymi i zawodowymi (romanse, tęsknota za rodziną, chęć zrobienia wojskowej kariery), jest tajemniczy wirus, którego dotąd nikt nie umie pokonać (vide "The Strain"), jest w końcu konflikt z Rosją, czyli "coś na czasie", a jednocześnie wyraźnie odwołujące się do "Polowania na Czerwony Październik". Czytelnicy książek, znający natomiast uniwersum Stalkera, w wątku science-fiction również znaleźliby podobieństwa do tej serii... Oto bowiem prawie cała ludzkość ginie, zarażona tajemniczym wirusem, rządy państw upadają, i tylko gdzieniegdzie grupki uzbrojonych rebeliantów usiłują przetrwać zagładę. Czy im się uda? Czy dożyją dnia, w którym naukowcy opracują szczepionkę przeciwko wirusowi? 

O tym dowiecie się, oglądając "The Last Ship". Jeśli jednak mam nakreślić w kilku zdaniach fabułę, to wygląda ona tak: oto załoga niszczyciela marynarki wojennej U.S.S. Nathan James, spędza kilka miesięcy na Arktyce. Naukowcy prowadzą ważne badania, zaś mundurowi czuwają nad ich bezpieczeństwem. Przez te kilkadziesiąt dni załoga nie kontaktuje się z lądem - na prośbę rządu. Gdy jednak któregoś dnia naukowcy zostają ostrzelani przez rosyjskie helikoptery, kapitan Tom Chandle decyduje się nawiązać kontakt ze swoimi ludźmi w USA (trochę to wszystko naciągane, ale przymknąłem oko). Czego się dowiaduje? Że tajemniczy wirus, który po raz pierwszy zaatakował w Egipcie, rozprzestrzenia się z niebywałą szybkością; że wielu ludzi już zginęło, w tym na 90% także rodziny marynarzy. Dla 270-osobowej załogi jest to szok, ale nieustraszony kapitan Chandle (w tej roli Eric Dane, znany z roli Marka Sloana w "Chirurgach") stara się utrzymać wszystko w ryzach. Bo przecież trzeba dalej żyć.

To, co mi się nie podoba w tym serialu, to rzecz, która przewija się przez większość takich produkcji. Jak zwykle to silni i odważni Amerykanie stają w obronie ludzkości. I jak zwykle robią to po to, by przysłużyć się swojej ukochanej Ameryce. Mniej więcej takie zdania pojawiają się nawet w dialogach wygłaszanych przez aktorów, co według mnie ujmuje naturalności. Czy bowiem naprawdę w momencie zagrożenia życia, dwu marynarzy rozmawiałoby o miłości do swej ojczyzny? Zupełnie tak, jakby ludzie na całej planecie trzymali kciuki za powodzenie ich misji (która przecież dobiegła końca), a ich niszczyciel był niczym Arka Noego ze zdrowymi mężczyznami i kobietami każdej rasy (oraz wyznania i orientacji seksualnej - serio!).

Mimo tych niedoskonałości (choć dla innych może to przecież nie grać roli), serial ogląda się dość dobrze. Fabuła trzyma się kupy, zagadkowa epidemia jest intrygująca, a aktorzy grają naturalnie. W pierwszych odcinkach niemal brak wątków pobocznych, więc trudno powiedzieć, czy będą one równie ważne, co walka z epidemią i napotkanymi wrogami (np. terrorystami z Guantanamo). Plusem jest także to, że w przeciwieństwie do reszty debiutujących w tym roku seriali w podobnej konwencji, "The Last Ship" dobrze waży momenty przyśpieszonej akcji oraz spokojnych scen, w których marynarze wspominają np. rodziny. Niczego nie jest za dużo, niczego za mało. Natomiast tę nieumiejętność ważenia, zarzucam m.in. "The Strain", które około 7. odcinka zrobiło się nudne, czy "The Lottery", którego nawet pilot nie porwał (ale o tym kiedy indziej).

"The Last Ship" przypomina mi nieco "JAG: Wojskowe Biuro Śledcze". Starsi czytelnicy tego bloga na pewno pamiętają amerykański serial o wojskowych prawnikach, którzy odbywali służbę nie tylko w USA, ale i w Afganistanie czy Iraku. Relacje między głównymi bohaterami, czyli kapitanem Danem i dr Rachel Scott są podobne, podobne są także "patriotyczne" chwyty stosowane przez scenarzystów i reżysera. Tak przynajmniej ja to odbieram. A tym, którzy nie do końca wiedzą o czym mówię, polecam zapoznać się i z "The Last Ship", i z "JAG" - wtedy na pewno mnie zrozumiecie.

2 komentarze:

  1. obejrzałam cały sezon w niecałe 3 dni - bardzo mi się spodobał

    OdpowiedzUsuń
  2. Też myślę, że warto. :) A swoją drogą, stacja zamówiła już podobno 2. sezon.

    OdpowiedzUsuń