czwartek, 28 sierpnia 2014

RECENZJA PŁYTY: Slaine - "The King of Everything Else"

Jeszcze pół roku temu nie pomyślałbym, że Slaine wyrośnie wkrótce na najciekawszego rapera z obozu LCN i całej gamy hardcore'owych raperów z USA. Jego zeszłoroczna płyta "The Boston Project", na którą zaprosił większość swoich bostońskich kolegów, była dobra, ale nie na tyle, by ją uznać za jakieś szczególne wydarzenie 2013 roku (choć jeden z singli był mocarny). Zupełnie inaczej jest natomiast w przypadku najnowszej "The King of Everything Else".

Slaine to raper ze sporym doświadczeniem scenicznym i studyjnym, choć karierę - jak na obecnie 37-latka - zaczynał dość późno, bo 11 lat temu. Wtedy to rozpoczął współpracę z Jaysaunem i Edo G'm, z którymi założył skład Special Teamz. Raperzy wydali debiutancki album w 2005 roku, a potem kariera Slaine'a już się sama potoczyła, i trwa do dzisiaj, bez szczególnych wzlotów ani upadków.

Choć "bez wzlotów" to chyba jednak złe określenie...  George Carroll, bo tak naprawdę nazywa się ów bostoński raper, zdążył w ciągu dekady nagrać album ze wspomnianym składem Special Teamz, potem 2 albumy z La Coka Nostrą i 3 solówki. Do tego rozpoczął całkiem udaną karierę aktorską, choć jak dotąd, grywał jedynie drugoplanowe role. Z aktorstwem Slaine'a wiąże się jednak ciekawa anegdota. Otóż, w 2007 roku Ben Affleck przygotowywał się do wyreżyserowania filmu pt. "Gone Baby Gone". Któregoś dnia trafił na ciekawy artykuł w gazecie Boston Herald. Tekst dotyczył Slaine'a, a osoba rapera tak się Affleckowi spodobała, że postanowił do niego zadzwonić i zaproponować mu rolę w swoim filmie. Slaine przystał na ofertę i zagrał postać Alberta "Gloansy'ego" MacCloana - bostońskiego członka gangu. Od tej pory pojawił się na dużym ekranie kilkakrotnie, partnerując takim tuzom kina jak wspomniany Affleck, Brad Pitt ("Killing Them Softly") czy Harvey Keitel ("God Only Knows"). Oczywiście zapracowany Slaine ani myślał porzucać karierę muzyczną na rzecz aktorstwa. I całe szczęście. Aktorem jest niezłym, ale raperem o wiele lepszym, co potwierdza szczególnie jego najnowsza płyta.

"The King of Everything Else" w warstwie tekstowej nie różni się niczym od wcześniejszych dokonań rapera. Slaine wciąż pisze mroczne teksty, rozlicza się z przeszłością, wspomina o dziecku i byłej żonie, z dystansem podchodzi do swojego wyglądu i wagi... Dodatkowo bawi się swoim, i tak mocnym i interesującym flow, przyśpiesza, podśpiewuje... A ja, jako wierny fan Vinniego Paza i Ill Billa z przykrością muszę stwierdzić, że w obecnej chwili Slaine zjada w całości swoich kolegów po fachu.

"TKoEE" to płyta jakich obecnie wychodzi naprawdę niewiele. Materiał nie ma słabszych momentów, jest bardzo równy i różnorodny. O wielkości Slaine'a dowodzą przede wszystkim takie utwory, jak świetne "Bobby Be Real" z gościnnym udziałem Tech N9ne'a i Madchilda, "The Years" czy naładowane emocjami "Our Moment" i mój faworyt - "Defiance" ze świetnym śpiewanym refrenem. Do tego bity, w których na pierwszy plan za każdym razem wysuwają się mocne bębny i bas, a wyprodukowali je m.in. Dj Lethal i Statik Selektah. Brzmi zachęcająco?

Cieszy mnie fakt, że Slaine nagrał taką płytę. Zawsze był raperem solidnym, tylko brakowało mu więcej werwy i promocji. Nigdy nie odstawał od ekipy LCN czy swoich kolegów, w rodzaju Madchilda czy Vinniego. Ta płyta potwierdza, że jest na dobrej drodze, by nawet stać się o wiele lepszym raperem od nich. I wreszcie z czystym sumieniem mogę polecić materiał Slaine'a nie tylko fanom hardcore'owych raperów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz